Odpowiedź na pytanie czy i jak chronić znak towarowy musi być oparta na co najmniej dwóch przesłankach: cel ochrony i obszar ochrony. Poza dyskusją pozostaje pytanie czy chronić patentowo, ponieważ nie ma innej formy administracyjnego zapisania wyłączności na znak towarowy i na znaki towarowe do niego podobne. Porozmawiajmy o celach ochrony patentowej znaku towarowego.
Cel ochrony patentowej znaku towarowego może być określony różnie.
Może to być rejestracja dla samej rejestracji: dostaniemy prawo ochronne czyli wyłączność na znak, czy nie dostaniemy? A może my dostaniemy, a kto inny wtedy nie dostanie? W tego rodzaju konkurencji, przy tak sformułowanym zadaniu, nie liczą się inne motywy niż rywalizacja, powiedzmy to sobie na użytek tego wywodu, sportowa. W tle nie ma firmy korzystającej z tego znaku i pracującej na jego renomę, nie ma też rynkowego produktu o którego jakość walczymy, i na który nanoszony jest taki znak. Nie ma więc walki o klienta. Celem jest, można powiedzieć czysta rywalizacja. Wiele lat temu wymagano od zgłaszającego wykazania się prowadzeniem działalności gospodarczej. Dziś, i słusznie, nie jest to warunkiem skutecznego zgłoszenia.
Cel sportowy – po taniości
W realizacji celu sportowego uzasadnione może być minimalizowanie kosztu zgłoszenia. Nie ma potrzeby kontroli wcześniejszych kolizyjnych znaków towarowych czy analiz bezwzględnych przesłanek zdolności rejestrowej lub analiz podobieństwa. Gdy Urząd Patentowy odmówi prawa ochronnego, to się wykona inne zgłoszenie, też po taniości. Bardzo przepraszam za użycie określeń nie mieszczących się w katalogu przepisów prawnych: cel sportowy, czy też: po taniości.
Jeżeli najtańsze zgłoszenie, to na pewno krajowe, w Urzędzie Patentowym w Warszawie. Zgłoszenie na obszar Unii Europejskiej w unijnym biurze w Alicante, będzie co do rzędu 4 razy droższe, choć obejmuje swym zasięgiem 27 razy większą liczbę krajów. Zgłoszenie międzynarodowe w Biurze Międzynarodowym WIPO w Genewie będzie także znacznie droższe niż zgłoszenie krajowe. Mają tu znaczenie opłaty urzędowe, wyższe niż w Polsce. No więc jeśli dla sportu, to zgłoszenie krajowe w Warszawie. Pełna zgoda, jeżeli przyświeca nam tak określony cel.
Cel rynkowy zgłoszenia znaku – nie po taniości.
Nie można jednak zapominać o ustawowym celu znaku towarowego: naniesiony na towar, ma odróżniać pochodzący od nas towar/usługę od tego samego rodzaju towaru/usługi innych wytwórców: czekoladę WEDEL od czekolady MILKA, samochód FIAT od samochodu RENAULT, proszek OMO od proszku PERSIL. Takie jest zapisane ustawowo główne zadanie znaku towarowego.
Jeżeli tak określić cel, to kończy się sport, a zaczyna się walka o klienta. Żeby konkurent nie wytworzył podobnego/tańszego/gorszego produktu (czekolady, jogurtu, kremu kosmetycznego), opatrzył go naszym znakiem, odebrał niską ceną klientów, i w końcu zepsuł nasz znak towarowy gdy klienci się odwrócą z uwagi na złą jakość podrobionego produktu/usług z naszym znakiem towarowym. Znak towarowy zepsuty w oczach klienteli naprawić jest trudno.
Jeżeli przystępujemy do walki to nie użyjemy najtańszego plastikowego oręża. Wybierzemy stal dobrej jakości, a to kosztuje.
Po pierwsze: produkt oznaczony znakiem towarowym musi być wytworzony, a to jest koszt liczony niejednokrotnie w sześcio- lub siedmiocyfrowych liczbach. Hala produkcyjna, umaszynowienie, formy, surowce, pracownicy, energia, sprzątanie. W końcowym etapie na produkt, czy na opakowanie nakładamy znak towarowy X. Jest pięknie, znak jest zgłoszony do ochrony w Urzędzie Patentowym. Jak? Ano po taniości. Nawet taniej niż płacimy co miesiąc za sprzątanie zakładu. Tu koszt nie zawiera oczywiście opłaty za poszukiwanie wcześniejszych znaków kolizyjnych i nie zawiera opinii rzecznika patentowego, czy też opłaty za prowadzenie tej sprawy w Urzędzie Patentowym w imieniu zgłaszającego.
Produkt/usługa
Produkt/usługa X wchodzi na rynek, a może jest już na rynku. Promocja, reklama, słowem koszty. Czy może okazać się w tym momencie, że nasz znak towarowy X jest kolizyjny i zgłasza się do nas właściciel wcześniejszego znaku towarowego X lub podobnego, dla tego samego rodzaju towarów/usług? Oczywiście może tak być.
Tylko, że ten konkurent zapewnił już sobie ochronę na Polskę w trybie międzynarodowym w Genewie czy w trybie unijnym w Alicante, wcześniej niż nasze zgłoszenie krajowe w Warszawie? Jak daleko sięgają roszczenia za naruszenie przez nas jego prawa? Mogą sięgać daleko. Czy wchodzi w grę zmiana znaku towarowego X na nowy znak Y? Jeśli tak, to co z klientelą, co z nakładami na reklamę? Czy budować to wszystko od początku i ponosić te koszty ponownie?
Ocena roszczeń za naruszenie
Na etapie zgłoszenia znaku towarowego do ochrony poszliśmy po taniości. Nie dowiedzieliśmy się więc, że istniał wcześniejszy znak kolizyjny taki sam, lub podobny do naszego, zarejestrowany wcześniej w innych procedurach, przykładowo na obszar UE, a więc i na obszar Polski – i że podobieństwo jest wystarczające. Właściciel tego wcześniejszego znaku towarowego spokojnie pomyśli jak wycenić naruszenie jego prawa. Czy zacznie rachunek od oceny kosztów jakie ponieśliśmy na zgłoszenie naszego znaku towarowego do ochrony patentowej? Pewnie nie, my byśmy tak nie zrobili. Rachunek zacznie od oceny naszych kosztów uruchomienia produkcji produktu ze spornym znakiem towarowym i oceny wartości sprzedaży naszego produktu. Te wielkości zwykle są dalece nieporównywalne z kosztami zgłoszenia znaku towarowego do ochrony.
Czy z kosztami zgłoszenia do ochrony naszego znaku towarowego warto więc iść po taniości? Dla celu sportowego można. Dla celu biznesowego nie można bo gdzieś w tle może pojawić się kolizja i roszczenia.